Wysycham ze słów
Ale wyostrza mi się
Obraz mnie
Z wczoraj i jutra
Malowany teraz
Sprzeczności godzą się
We mnie milczeniem
chociaż jeszcze czasem
Zdumienie otwiera usta
I maluje wszystko zachwytem
I wtedy łza
Jest na swoim miejscu
Podobnie jak
śmiech, gniew
barwy istnienia
sobota, 30 maja 2009
sobota, 16 maja 2009
zagadki pana B
wbrew opiniom nie należy budzić świtu
zbyt nagle ruszam stopą
do pół tkwię po drugiej stronie
stop klatki tracą ostrość
głos nacicha w gwarze poranka
kim będziesz kiedy znajdziesz odpowiedz
czy róża pyta dlaczego pachnie
czy fale tsunami wybierają pomiędzy dobrymi i złymi
czy śmierć znajduje czy szukamy jej
przypadek czy wielki plan
czy będę jeszcze człowiekiem znając odpowiedzi
zapach i smak przywraca perspektywę
odkrywam drugą stopę i bolący kręgosłup
kawa dzisiaj ma nieziemski smak
a ból sprawia rozkosz bycia
więc dlatego jestem człowiekiem
zbyt nagle ruszam stopą
do pół tkwię po drugiej stronie
stop klatki tracą ostrość
głos nacicha w gwarze poranka
kim będziesz kiedy znajdziesz odpowiedz
czy róża pyta dlaczego pachnie
czy fale tsunami wybierają pomiędzy dobrymi i złymi
czy śmierć znajduje czy szukamy jej
przypadek czy wielki plan
czy będę jeszcze człowiekiem znając odpowiedzi
zapach i smak przywraca perspektywę
odkrywam drugą stopę i bolący kręgosłup
kawa dzisiaj ma nieziemski smak
a ból sprawia rozkosz bycia
więc dlatego jestem człowiekiem
wtorek, 28 kwietnia 2009
samotność wędrowca
sobota, 28 marca 2009
spotkanie
ciekawe kiedy
Budda spotka Zorbę
pytanie sfrunęło razem z kawałkiem piórka
i zawisło nad głową zadartą zdziwieniem
równy krok napędzany metalowymi kijkami
stracił swój rytm wytrącając równowagę
właśnie rozprawiała się z przeszłością
usiłując upchać ją razem z westchnieniem
w kolorowe baloniki wspomnień
kiedy padło pytanie o spotkanie tych dwu
wypuściła ostatni balonik starannie zawiązany
jeszcze chwilę śledziła jego lot wytężając wyobrażnię
kiedy jej myśli spotkały się z piórkiem
i z promieniem słońca
ps. i nie dam głowy
czy nie dołączył się sznur dzikich gęsi
i Budda nie spotkał Zorby :)))
poniedziałek, 23 marca 2009
.......
gówno widzi gówno
rzekł Budda
patrząc w lustro
a ona dostrzega
kątem oka
krzywiznę pogardy
dla lustra
jest poprostu
beznadziejne
i bezczelne
ona wie
przegląda się czasem
w żrenicach obcych
i przypadkowych
jasnieje się wówczas
blaskiem odbitym
tombak
pragnący uchodzić za zloto
za cenę
kolejnego życia
oslepia się
obietnicą nirwany
rzekł Budda
patrząc w lustro
a ona dostrzega
kątem oka
krzywiznę pogardy
dla lustra
jest poprostu
beznadziejne
i bezczelne
ona wie
przegląda się czasem
w żrenicach obcych
i przypadkowych
jasnieje się wówczas
blaskiem odbitym
tombak
pragnący uchodzić za zloto
za cenę
kolejnego życia
oslepia się
obietnicą nirwany
wtorek, 17 marca 2009
śpiewające piaski
zachłysnął się zapachem
tego wgłębienia na ramieniu
pijany własnym podnieceniem
przestraszony odbiciem oczu
a ona ulepiona z innej gliny
wypalona jak egipska ziemia
równie gorąca jak pusta
jakby imię nadał jej samum
w gorącym oddechu zapłonął
szukając żródła spełnienia
między białymi szczytami kilimandżaro
światła luksoru w jej oczach zapalił
gorzkie migdały i kardamon
zmieszany z wonią gorących promieni
napełniło żródło jaspisowych wrót
aż zakwitła róża pustyni
miedz jej brzucha lśniła
turkus spojrzenia odebrał mu myśli
pragnienie ostateczności
wycharczało jej imię
hator
kawy?
kobiety w pewnym wieku
mają zwyczajne sny o lataniu
wystarczy zapomnieć
drogę między kuchnią a łazienką
zręcznie omijać stosy ubrań
niedbale skończonego wczorajszego dnia
widziałeś jej oczy
kiedy sepiowym świtem
budzi dzień kubkiem kawy
patrzy jeszcze na drugą stronę
dotkliwość ciała wraca
z każdym łykiem
wydaje się jej że oszuka czas
starym lustrem i wełnianym szalem
spokojnie nakłada maski
codzienny rytuał trwania
w oczekiwaniu na cud
odprawia w papierosowym dymie
nieszczęsna wraz z łykiem kawy
zapomina że ma skrzydła
mają zwyczajne sny o lataniu
wystarczy zapomnieć
drogę między kuchnią a łazienką
zręcznie omijać stosy ubrań
niedbale skończonego wczorajszego dnia
widziałeś jej oczy
kiedy sepiowym świtem
budzi dzień kubkiem kawy
patrzy jeszcze na drugą stronę
dotkliwość ciała wraca
z każdym łykiem
wydaje się jej że oszuka czas
starym lustrem i wełnianym szalem
spokojnie nakłada maski
codzienny rytuał trwania
w oczekiwaniu na cud
odprawia w papierosowym dymie
nieszczęsna wraz z łykiem kawy
zapomina że ma skrzydła
ona
ona nie potrafi kluczyć onomatopejami
wsród gęstych i dusznych oparów intelektu
jej wiersz jest jak dwa machnięcia
kocim ogonem lub jak wiosenny krzyk żurawi
ociera się beszczelnie o kicz
z tym swoim głupawym usmiechem dziecka
wsród gęstych i dusznych oparów intelektu
jej wiersz jest jak dwa machnięcia
kocim ogonem lub jak wiosenny krzyk żurawi
ociera się beszczelnie o kicz
z tym swoim głupawym usmiechem dziecka
poniedziałek, 16 marca 2009
przebudzenie
gdybym nie zmrużyła oczu
iskra wypaliła by żrenice
a przecież to światło
nie miało ognia
ślepym wzrokiem oglądałam
dzień po dniu aż do
wczorajszy sen wyśnił
przebudzeniem jutra
tylko drzewa
nadal były takie same
oglądam dłonie
niemym zdziwieniem
przysypane linie
ciągle nie mogę uwierzyć
w ich dobry dotyk
szukać odpowiedzi nie będę
w gwiazdach
na stosie palą się równo
łzy i niespełnione marzenia
wspmnienia dzieciństwa
trzaskają radośnie
ciemność obejmuje światło
a zło bratem dobra
góra z dołem się zeszła
a ja ze mną stało się
zgodą na siebie
czwartek, 12 marca 2009
czekanie na wiosne
poniedziałek, 9 marca 2009
to bee or not to bee
piątek, 6 marca 2009
skarby
małe piórko
gliniane serduszko
i kamyk zielony
zawineła w kolorową szmatkę
wszystkie skarby dzieciństwa
otworzyła szeroko okno
wypuszczając zapach drożdżowego ciasta
wlókł się i snuł przez deszczowe dni
dziecko w niej nie chce odejść
zaciśniętymi piąstkami wyciera
ciągle spocone oczy
zachwycona polnym kamieniem
przynosi wstyd dorosłości
pomyślała
wiatr w duszy nie pasuje do wysokich obcasów
granice czasu
kaszka z mleczkiem :)))
mea culpa
odcinam korzenie karmy
ostrym nożem przebaczenia
żadnych culpa
tym bardzie mea
krew nie płynie strumieniem
nie cieknie nawet z nosa
więc gdzie ta culpa
słońce spadło gorącym promieniem
na dnie jeziora zakotłowało
błyskiem rybich łusek
wiatr pochylił trzciny
i tak od wieków po wieki
a ja ciągle mea
dzisiaj stało się teraz
zupełnie niespodziewanie
bez cudu grzmotu fajerwerków
nawet tęsknota już nie uwiera
jak nowe buty na stare nogi
więc
nie licz kochanie na mea
tym bardziej na culpa
hej...
hej Ty tam wysoko
milczący i wyniosły
po co mi skrzydła
słoną bryzą zniszczone
oblepione lękiem istnienia
po co mi wiatr
dmiący w plecy przeszłości
płaszcz życia dziurawy
kieszenie już puste
klif wysoki pod stopami
wystarczy rozłożyć skrzydła
zieloność Irlandi zatrzymać
pod powiekami
skoczyć razem z lękiem
pragnieniem i obawami
hej Ty tam wysoko
tak do Ciebie tu blisko...
shuniata
no...powiedz, jak to jest
wołnie o wiosnę
Subskrybuj:
Posty (Atom)